Gianni Pettena – architekt, krytyk, teoretyk. Podczas wykładu w krakowskim Centrum Manggha prezentował idee oraz dorobek grupy Architettura Radicale a także definiował na nowo pojęcie architektury jako dyscypliny. Opowiadał o swoich projektach – manifestach zaczynając od czasów studenckich kiedy zdecydował pójść własna drogą i poświęcić się sztuce konceptualnej.
Odnosząc się w teorii do różnych wariantów percepcji otaczającej nas przestrzeni przekonywał, że instalacje, których jest autorem są zachętą do ponownego odkrycia tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni (projekt z San Giovanni Valdarno gdzie zmieniono wizerunek fasady średniowiecznego ratusza przy pomocy głównie aluminiowej folii) Pettena zwracał też uwagę na istnienie tzw„nieświadomej” architektury będącej dziełem człowieka czego przykładem są „drogi, które pojawiły się znikąd, donikąd prowadząc(...)” czy świątynie w skałach doliny Monument Valley w USA. Przypomniał, że podstawową rolę w świadomej kreacji przestrzeni użytkowej odgrywa sama natura. Potrzebę powrotu do pierwotnych - ekologicznych form egzystencji a przy okazji tworzenia czegoś indywidualnego, manifestowała w latach 60 tych i 70 tych ideologia hippisowska. Dialog z naturą w czasach nam współczesnych jest ciągle przedmiotem poszukiwań Gianniego Petteny, świadczą o tym jego ostanie projekty: Archithoughts5 czy Architecture. Omawiając zagadnienia dotyczące designu autor podkreślał, że komunikacja architektury z innymi dziedzinami sztuki daje możliwość pełnego jej wyrażania. Chodzi nie tylko o budowę konkretnych elementów tworzących przestrzeń ale także, a może przede wszystkim, o twórcze podejście ideowe, które sprawdza się nie tylko w teorii.
O potrzebie zmian, nowatorskich pomysłach w zabytkowych centrach oraz o architektach, którzy są artystami z Giannim Petteną rozmawia Dominika Ropek
po kliknięciu powiększenie
Od lewej: dyrektor manggha Muzeum Bogna Dziechciaruk-Maj, kurator wykładów Adam Budak oraz gość Gianni Pettena
D.R.: Dlaczego tak ważne jest abyśmy zmieniali swój sposób postrzegania architektury; jaka jest największa wartość płynąca z tej zmiany?
G.P.: Zmiany są częścią naszego życia. Myślę, że każde pokolenie powinno kreować własny sposób przekazu. Reakcja na spuściznę kulturową, może być mniej lub bardziej energiczna ale pokolenie żyjące w określonym miejscu i czasie powinno mówić swoim własnym językiem.
Ma do tego prawo a nawet obowiązek.
D.R.: Czasem jednak jest to bardzo trudne zwłaszcza w miejscach takie jak Kraków, miastach z wielką historyczną przeszłością. Młodym architektom nie jest łatwo wykazać, że odmienne podejście do zadania wcale nie musi być złe o ile pozostaje w kontekście. Jak przekonać ludzi by otwarli się na nowości w temacie architektury?
G.P.: Trzeba opracować własną strategię. Czasem się wygrywa, czasem nie. W projekcie, w którym przedstawiłem na nowo fasadę renesansowego pałacu pokazałem zmianę – czasową ale jednak zmianę. Trzeba znaleźć sposób który pozwoli zaistnieć pokoleniu, będzie jego głosem nawet w trudnym, historycznym odniesieniu. Wiele zależy od jakości strategii, którą wymyśla architekt by móc urzeczywistniać swoje idee. To nie jest wcale łatwe.
Dużo prościej jest robić instalacje np. w muzeum – tak jak ja to robię. Opracowujesz swój pomysł budując coś czasowego i później możesz to zmieniać, ile razy chcesz jednocześnie nadając fizyczny kształt swoim architektonicznym wizjom. Nie uważam, że architektura musi przetrwać wieczność po tym jak już powstanie. Z mojego punktu widzenia wystarczy, jeśli pokażesz swoją pracę w pełnej skali, w jakimś określonym przedziale czasowym szczególnie w warunkach zabytkowych miast. Oczywiście, są wyjątki, takie jak w Graz, mówię o Kunsthaus Colina Fournier i Petera Cooka. To przykład niesamowitego połączenia współczesności wewnątrz historycznej tkanki. Nowatorska, artystyczna myśl w tym wypadku może przetrwać dekady.
po kliknięciu powiększenie
D.R.: W swoim wykładzie wykazał pan różnice między architektem a artystą. Dlaczego tak wyraźnie rozdziela pan te pojęcia?
G.P.: Nie twierdzę, że architekci nie są artystami ale to się zdarza rzadko.
Bardzo często projektanci uzależnieni od inwestorów nastawionych wyłącznie na czerpanie zysków, albo od lokalnych warunków zabudowy zmuszeni są walczyć o własne przekonania.
Przejście przez tą całą biurokrację jest jednak możliwe. Jeśli mocno wierzysz w to co chcesz osiągnąć, przeszkody pozornie nie do pokonania przestają istnieć. W mojej opinii architektura budowana bez przekazu, nie wyrażająca żadnej myśli w odniesieniu do czasu, w którym powstała jest zła. Myślę, że współczesna architektura potrzebuje przewodnika tak samo jak ta historyczna, powstała na przestrzeni wieków. Kiedy przyjeżdżasz do Krakowa, możesz kupić przewodnik, z którego dowiesz się o najważniejszych, najwspanialszych zabytkach, możesz iść i samemu ich doświadczyć. Z tych samych powodów potrzebny jest przewodnik dla obecnych dokonań ponieważ nowa część miasta zachęca swoimi wielkimi możliwościami a rzadko idzie to w parze z jakością.
D.R.: Pokazał pan wiele pozytywnych przykładów działań człowieka harmonijnie współgrających z przyrodą. Wielokrotnie jednak mamy do czynienia z czymś zupełnie odwrotnym. W jaki sposób możemy osiągnąć tą harmonię chroniąc walory natury?
G.P.: Można tworzyć w naturalnym kontekście poprzez integrację czy wręcz ukrycie nowych elementów architektonicznych w samej naturze. Jest wiele dobrych przykładów wśród współczesnych, młodych architektów, którzy wkomponowują swoje budynki w skały czy wzgórza jednocząc je z krajobrazem.
Tymczasem popatrzmy na lata 30-te, np. Villę Savoye Lecourbisiera. Mamy tu krajobraz, zieloną przestrzeń, w tle drzewa a sam dom, mimo że otwarty na otaczającą przestrzeń wygląda trochę jak podniebny statek, który wylądował w tym miejscu na chwilę.
Można i w ten sposób integrować się z naturą ale wszystko zależy od jakości produkt architektonicznego.
Wracając do pytania czy architekt jest artystą. Myślę, że architekt może być wspaniałym artystą. Sądzę, że architektura jest syntezą wszystkich innych dziedzin sztuki. Jest teatrem, jest filmem - najlepszym sposobem na jej udokumentowanie to spacer z kamerą i nakręcenie filmu. Paradoksalnie nie ma nic bardziej dynamicznego od statycznej architektury.
Tak więc, może łączyć wszystkie inne media, może być w pewien sposób egocentryczna czasem nawet nie dbać o kontekst – tak jest z pracami Franka O'Ghery. Jego Ginger & Fred w Pradze, teoretycznie niepasujący do reszty w rzeczywistości jest arcydziełem, uwielbiam ten budynek. Uważam, że ten rodzaj architektury to prawdziwa sztuka.
po kliknięciu powiększenie
D.R.: Spotykamy się dziś z wieloma rodzajami manifestów, happeningów, istnieje mnóstwo ruchów ideowych zwłaszcza jeśli chodzi o sztukę. Czy da się rozróżnić te, które wnoszą jakąś wartość w nasze życie od zwykłych prowokacji i czy w ogóle powinniśmy oceniać takie działania?
G.P.: Na pewno nie powinniśmy uogólniać. Uważam, że nie ma sztywnych reguł, nie jest tak, że istnieje jedna religia, jeden bóg . Żeby móc oceniać trzeba mieć doświadczenie w danej dziedzinie. Przez kilka lat byłem przewodniczącym komisji, która zatwierdzała projekty do pozwolenia na budowę w jednym z historycznych miast. To była bardzo trudna praca ponieważ zasady, którymi musiałem się kierować w żadnym stopniu nie definiowały jakości nowych obiektów. Określały jedynie techniczne relacje do lokalnego planu. Czasem, gdy musieliśmy odrzucić jakiś projekt chciałem pokazać możliwości zastosowania innych rozwiązań. Robiłem więc szkice na opracowaniu, mnóstwo szkiców, tak, żeby projektant po otrzymaniu odmowy z urzędu mógł zobaczyć w którym kierunku zmiany powinny pójść.
D.R.: A co pan sądzi o budynku w którym się znajdujemy – Centrum Manggha wg. pomysłu Araty Isozakiego?
G.P.: Arata to mój stary przyjaciel. Mówiąc szczerze gdy wczoraj wieczorem, ujrzałem to muzeum pierwszy raz, pomyślałem sobie, że widziałem już coś podobnego w Bacelonie. Z zewnątrz przypominało mi – Sant Jordi Palace. Kiedy przyjrzałem się formie dachu i rzeźbie fali byłem pewny, że to Araty projekt.
D.R: Czyli, twórczość Isozakiego odróżnia się od reszty, mówi sama za siebie...
G.P: Ten projekt powstał 20 lat temu, tak jak Sant Jordi Palace - wyraźnie mówi tym samym językiem.
D.R.: Czy myślał pan o tym, by swoją koleją instalacje lub inny projekt zaprezentować w Krakowie?
G.P.: Jeśli tylko mnie zaprosicie to z przyjemnością. Uwielbiam Kraków, z jego wielką, bardzo interesującą przeszłością kulturową. Nie ma na świecie drugiego takiego miejsca, to byłby zaszczyt móc zrobić coś ciekawego tutaj.
po kliknięciu powiększenie